Przestały mnie obchodzić wszystkie rany fizyczne, a jedyne na czym mogłam się skupić, były moje urojenia. Gdy tylko zamykałam oczy pojawiali się ONI, ubrani w te obrzydliwe dresy.Nie byłam w stanie nawet patrzeć na moje ciało, bo ciągłe wrażenie, że ICH dłonie błądzą po moim brzuchu, nasilało się, gdy widziałam choć skrawek skóry. Czułam ICH oddechy na szyi i silne ramiona trzymające mnie w szczelnym uścisku. Czułam jak milimetr po milimetrze naznaczają moje ciało, swoimi odciskami. Czułam się brudna, a na świecie nie ma niczego lub nikogo kto mógłby pomóc mi zmyć to przerażające uczucie. Strach i wstręt do samej siebie, który przepełnia moje serce zostanie już ze mną na zawsze. Od teraz jestem już nikim. Choć czy ja kiedykolwiek byłam kimś?
Przez pierwszych kilka dni po wybudzeniu nie pozwalałam nikomu do siebie podchodzić. Krzyczałam i rzucałam, tym co miałam pod ręką, we wszystkich, którzy próbowali się do mnie zbliżyć. Lekarze, jeśli tylko było to możliwe, badali mnie, gdy spałam. Naprawdę obchodzili się ze mną jak z jajkiem, które pęka, przy nawet najdelikatniejszym dotyku. Byłam świadoma, że chcą dla nie jak najlepiej, ale nie mogłam wygrać z samą sobą i udawać, że się nie boję. Tylko raz udało się mnie namówić na rozmowę z psychologiem, tylko chyba nikt nie przemyślał tej decyzji, przyprowadzając do mnie potężnego mężczyznę. Był do nich tak strasznie podobny. Takiej histerii, w jaką wtedy wpadłam, jeszcze nikt ze zgromadzonych raczej nie widział. Lekarze podali mi wtedy jakieś środki nasenne, dzięki którym przeżyłam również jeden z najgorszych koszmarów w moim życiu. Gdyby nie moje fizyczne obrażenia, uciekłabym stamtąd, zaraz po odzyskaniu przytomności. Uwierzcie mi ze złamanymi żebrami, zachwianym poczuciem równowagi i nogą w gipsie, nie ma szans daleko uciec. Mi udało się jedynie spaść z łóżka, czego wynikiem było kilka nowych siniaków. Całymi dniami leżałam z poduszką narzuconą na głowę i płakałam. Chciałam się udusić, ale gdy tylko zaczynało brakować mi tlenu, odpuszczałam. Nawet na to jestem za słaba. Czemu mnie spotykają wszystkie tragedie? Czemu ja nie mogę zasmakować normalnego życia? Czym sobie na to wszystko zasłużyłam? Czemu właśnie ja?
***
-Lily, wiem, że nadal nie chcesz o tym z nami
rozmawiać, ale właśnie przyszła policja. Chcą spisać twoje zeznania. - młoda
pielęgniarka, z którą jako jedyną potrafiłam czasami porozmawiać i przy
której czułam się najbezpieczniej, podeszła do mnie i z ogromną troską na
twarzy delikatnie położyła rękę na moim ramieniu- Mam przy tobie zostać?
-Czy to musi być już teraz?- ona miała świętą rację, bardzo nie chciałam tego wspominać, a już tym bardziej mówić o tym na głos. Chyba każdy wie, że nie ma nic gorszego niż publiczne opowiadanie o własnych problemach, szczególnie tych intymnych. Zadając te pytanie i tak znałam odpowiedź, ale uważam, że zawsze warto spróbować.
-Niestety, i tak odsyłamy ich z kwitkiem od kilku
dni, a wiesz, że policja nie lubi czekać. Szczególnie jeśli są szanse na złapanie przestępców. -to jest chyba najgorsze w tym wszystkim. Ludzie, którzy i to zrobili, ciągle żyją jak normlani, porządni obywatele, bez żadnych konsekwencji. Świadomość, że w każdej chwili mogę ponownie na nich wpaść, dosłownie mnie paraliżuje -Twoje zeznania są kluczowe w tej sprawie. - usiadła na małym krzesełku, przeznaczonym dla odwiedzających i powili
drugą ręką złapała mnie za dłoń. Tak ona jedyna mogła to robić, choć za każdym
razem w jej oczach widziałam strach, przede moją niekontrolowaną reakcją. Nie wiem czemu, ale mnie rozumie i jako jedyna zachowuje się w stosunku do mnie tak, jak bym tego chciała. Nie oznacza to, że jej rozkazuję, ale ona po prostu czuje, co należy w danym momencie zrobić. To jest zdecydowanie odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Sądzę, że gdyby nie Meg cały czas trwałabym w fazie "NIE DOTYKAJ, NIE PATRZ, ZOSTAW MNIE SAMĄ", a z jej pomocą staram się tolerować obecność innych- póki co tylko kobiet.
-Jeśli tak, to zostań. Zostań tu gdzie jesteś. - ścisnęłam
mocno jej rękę i pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.- Gdybym nie była już
w stanie, proszę wyproś ich.- byłam pewna, że rozpozna ten moment i nie będę musiała dawać jej żadnych dodatkowych znaków.
-Jasne.-kobieta delikatnie mnie przytuliła i machnęła ręką w stronę drzwi, by mundurowi weszli do środka. Zaczynamy najgorszą zabawę życia.
Przesłuchanie nie trwało zbyt długo, bo policjantki (tak! ktoś wreszcie poszedł po rozum do głowy i nie przyprowadził do mnie jakiś mięśniaków, którym na sto procent nic bym nie powiedziała) miały już przygotowany zestaw pytań. Zaczęło się od tego, co robiłam w parku i czy wiem, która była godzina. Potem kilka pytań o wyglądzie oprawców i ich sposobie działania. Miałam mówić dosłownie wszystko, włącznie z zapachem (a raczej smrodem, który się wokół nich unosił) czy kolorem sznurówek w ich butach. Kolejna seria pytań dotyczyła tego, czy widziałam kogokolwiek przechodzącego w tamtym miejscu chwilę przed zdarzeniem oraz czy mam podejrzenia kim byli owi dwaj mężczyźni. Początkowo planowałam odpowiadać jednym słowem lub zdaniem, a w przypadku opisów nie rozwodzić się nad szczegółami, ale policjantka surowo mi tego zakazała. Doskonale ją rozumiem, bo będąc na jej miejscu też wolałabym wiedzieć o wszystkim. Na całe szczęście kobiety okazały się mimo wszystko bardzo wyrozumiałe i same zorientowały się, kiedy nie miałam już siły na kolejne bolesne wspomnienia. Zadały ostatnie dwa pytania(według nich kluczowe, które moim zdaniem nie miały najmniejszego znaczenia). Na sam koniec poinformowały mnie, że sprawa została już oddana do prokuratury i dostanę prawnika z urzędu. Wspomniały coś o świadkach i wtedy przypomniałam sobie moją pierwszą rozmowę z lekarką po wybudzeniu.
-Została pani znaleziona w parku.
-Ale jak w parku? Kto mnie znalazł?- chyba nie muszę
dodawać, że byłam strasznie zdziwiona tym, co mówiła pani doktor i jednocześnie
strasznie przerażona. Co ja do cholery robiłam w parku?
-Niestety nie mogę pani udzielić tej informacji. Chłopak,
który nas powiadomił, prosił jednak, abym przekazała, że jeśli będzie pani
potrzebowała jego pomocy, jako świadka, proszę powiadomić policję. Oni spisali
już jego wstępne zeznania.
-Przepraszam, czy ja mogłabym się spotkać z tym chłopakiem,
który mnie znalazł. Chcę mu podziękować. Pani doktor mówiła, że jeśli będę
potrzebować jego zeznań mam wam o tym powiedzieć. Wolałabym się
jednak spotkać także osobiście. Czy to jest możliwe?- bałam się perspektywy
tego spotkania, ale w głębi duszy wiedziałam, że to jest słuszna decyzja.
Jak nie on to kto ma mi pomóc uwierzyć znowu w ludzi? Przecież to on mnie
uratował, dzięki niemu żyje, choć jestem jedynie wrakiem, tego kim byłam. Może to właśnie jego potrzebuję - człowieka, któremu zawdzięczam tak wiele? Muszę spróbować inaczej będę się cały czas gnębić, że znowu zbytnio użalałam się nad sobą i zaprzepaściłam szansę na normalne życie. - Proszę mi powiedzieć prawdę.
-Spróbujemy, ale nic nie możemy teraz obiecać. -odezwała się mniejsza policjantka, która mimo złej pogody miała ubraną elegancką, czarną spódnicę i dość wysokie szpilki -Dużo zależy
od niego samego, ale z pewnością poinformujemy go o twojej prośbie. Dziękujemy, byłaś dzisiaj naprawdę dzielna. Gdybyśmy czegoś się dowidziały na pewno cię poinformujemy. - oby już ode mnie więcej nie chciały BŁAGAM -Do widzenia.
-Dziękuję. Do widzenia.
Przeżyłam!!! Naprawdę udało mi się stawić czoła temu wyzwaniu. Byłam pewna, że jeśli ktoś zada mi pytanie bezpośrednio związane z tamtą nocą, wybuchnę płaczem i znowu wpadnę w ogromną histerię, w której będę trwać przez następnych kilka dni. Jestem z siebie taka dumna i z tego co widzę, to pielęgniarka również. Poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu i obdarzyła najszczerszym uśmiechem. "Jesteś wielka mała" powiedziała bezgłośnie i zwróciła się do pani doktor, która właśnie pojawiła się w szklanych drzwiach.
Jestem pewna, że teraz każdą moją wolną chwilę, czyli całe dnie z małymi przerwami na badania, będę poświęcać kolejnemu już tajemniczemu chłopakowi. Będę układać sobie w głowie różne historie, jak to będzie, gdy tutaj przyjdzie. Co mu powiem, o co zapytam i oczywiście jak się zachowam. Teraz będę żyła w oczekiwaniu na jakąkolwiek informację od policji w sprawie chłopaka. Jestem strasznie ciekawa czy będzie chciał się ze mną spotkać. Możecie nazwać mnie cholerną hipokrytką, bo z jednej strony nie mogę znieść nawet widoku większości mężczyzn, a z drugiej jedyne czego pragnę jest spotkanie tym, który jest bezpośrednio związany z całym wydarzeniem. Sama nie wiem czemu, ale jestem prawie pewna, że robię dobrze. Może to moje gwiazdy patrzą na to, co się dzieje i wskazują mi słuszną drogę? Nie wiem, ale chce się przekonać. Ciekawe skąd u mnie ta siła? Czasami sama siebie zadziwiam.
Meg została ze mną jeszcze przez chwilę, wykonując zlecone przez panią doktor nieliczne badania. Można powiedzieć, że z każdym dniem jest ich coraz mniej, albo już stało się to dla mnie już rutyną i nie przywiązuje do nich wagi. Kiedyś strasznie się bałam pobierania krwi, a przez codzienne powtarzanie tej czynności, po prostu przywykłam. Podsunęłam rękaw mojej szpitalnej, szarej piżamy i czekałam, aż kolejne krople czerwonej cieczy zapełnią mały flakonik, trzymany przez pielęgniarkę. To wszystko trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund, a pamiętam, że za pierwszym razem był to dla mnie okropną wiecznością. Meg zadała mi kilka pytań odnośnie samopoczucia i zmieniła opatrunki. Jutro rano mam mieć ściąganą szynę z nogi. Tak się cieszę, że noga okazała się jedynie skręcona, bo inaczej nie miałabym jak nawet jak się poruszać, choć ze złamanymi żebrami, to chyba i tak jest niezbyt możliwe. Z tego co mi powiedzieli dojdę do siebie dopiero po pięciu lub nawet sześciu tygodniach, co oznacza, że do końca stycznia nie ma mowy o graniu na ulicy. Niestety jest jeszcze jeden powód, dlaczego nie mogę wrócić do mojej "pracy". Kiedy zapytałam Meg o moją gitarę nie miała pojęcia o czym mówię. Ratownicy medyczni, którzy tamtego dnia udzielali mi pomocy w parku, też nie widzieli żadnego czarnego pokrowca. Moi oprawcy po wszystkim, co mi zrobili, pewnie dokładnie go przeszukali i nie opłaciło się im go zostawiać. W końcu trzymałam tam wszystkie pieniądze na czarną godzinę, których jak na bezdomną nie było wcale tak mało. To co im było potrzebne sobie wzięli, a gitara leży zapewne teraz na jakimś pobliskim wysypisku śmieci. Ta informacja również bardzo wpłynęła na moje zachowanie. Jeśli ktoś kiedykolwiek stracił bezpowrotnie jedynego przyjaciela, doskonale wie, co wtedy czułam. Kazałam jechać im w to miejsce i przeszukać wszystkie pobliskie śmietniki. To było jak utrata kawałka mnie, bez którego moje życie straciło jakikolwiek sens. Ten kawałek był mi potrzebny do prawidłowego funkcjonowania. Już nie wspomnę, że to jedyna pamiątka po kochanych rodzicach. Teraz nie mam nic oprócz wspomnień. Jak już coś człowiekowi zabierać, to najlepiej wszystko za jednym razem. Za jednym cierpieniem- przecież to bardziej humanitarne, prawda? Ciekawe, co ze mną będzie? Na nową gitarę mnie nie stać, a sam śpiew zazwyczaj nie przyciąga takiej "publiczności". Teraz jedynie mogę zacząć żebrać, bo do pracy nikt bezdomnych przyjmować przecież nie chce. I weź się tu człowieku odbij od dna, skoro nikt nie ma zamiaru ci dać przysłowiowego palca, nie mówiąc już o całej dłoni. Może lepiej by było gdyby tamtej nocy mnie zakatowali, nie byłoby teraz żadnych problemów.
Przeżyłam!!! Naprawdę udało mi się stawić czoła temu wyzwaniu. Byłam pewna, że jeśli ktoś zada mi pytanie bezpośrednio związane z tamtą nocą, wybuchnę płaczem i znowu wpadnę w ogromną histerię, w której będę trwać przez następnych kilka dni. Jestem z siebie taka dumna i z tego co widzę, to pielęgniarka również. Poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu i obdarzyła najszczerszym uśmiechem. "Jesteś wielka mała" powiedziała bezgłośnie i zwróciła się do pani doktor, która właśnie pojawiła się w szklanych drzwiach.
Jestem pewna, że teraz każdą moją wolną chwilę, czyli całe dnie z małymi przerwami na badania, będę poświęcać kolejnemu już tajemniczemu chłopakowi. Będę układać sobie w głowie różne historie, jak to będzie, gdy tutaj przyjdzie. Co mu powiem, o co zapytam i oczywiście jak się zachowam. Teraz będę żyła w oczekiwaniu na jakąkolwiek informację od policji w sprawie chłopaka. Jestem strasznie ciekawa czy będzie chciał się ze mną spotkać. Możecie nazwać mnie cholerną hipokrytką, bo z jednej strony nie mogę znieść nawet widoku większości mężczyzn, a z drugiej jedyne czego pragnę jest spotkanie tym, który jest bezpośrednio związany z całym wydarzeniem. Sama nie wiem czemu, ale jestem prawie pewna, że robię dobrze. Może to moje gwiazdy patrzą na to, co się dzieje i wskazują mi słuszną drogę? Nie wiem, ale chce się przekonać. Ciekawe skąd u mnie ta siła? Czasami sama siebie zadziwiam.
Meg została ze mną jeszcze przez chwilę, wykonując zlecone przez panią doktor nieliczne badania. Można powiedzieć, że z każdym dniem jest ich coraz mniej, albo już stało się to dla mnie już rutyną i nie przywiązuje do nich wagi. Kiedyś strasznie się bałam pobierania krwi, a przez codzienne powtarzanie tej czynności, po prostu przywykłam. Podsunęłam rękaw mojej szpitalnej, szarej piżamy i czekałam, aż kolejne krople czerwonej cieczy zapełnią mały flakonik, trzymany przez pielęgniarkę. To wszystko trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund, a pamiętam, że za pierwszym razem był to dla mnie okropną wiecznością. Meg zadała mi kilka pytań odnośnie samopoczucia i zmieniła opatrunki. Jutro rano mam mieć ściąganą szynę z nogi. Tak się cieszę, że noga okazała się jedynie skręcona, bo inaczej nie miałabym jak nawet jak się poruszać, choć ze złamanymi żebrami, to chyba i tak jest niezbyt możliwe. Z tego co mi powiedzieli dojdę do siebie dopiero po pięciu lub nawet sześciu tygodniach, co oznacza, że do końca stycznia nie ma mowy o graniu na ulicy. Niestety jest jeszcze jeden powód, dlaczego nie mogę wrócić do mojej "pracy". Kiedy zapytałam Meg o moją gitarę nie miała pojęcia o czym mówię. Ratownicy medyczni, którzy tamtego dnia udzielali mi pomocy w parku, też nie widzieli żadnego czarnego pokrowca. Moi oprawcy po wszystkim, co mi zrobili, pewnie dokładnie go przeszukali i nie opłaciło się im go zostawiać. W końcu trzymałam tam wszystkie pieniądze na czarną godzinę, których jak na bezdomną nie było wcale tak mało. To co im było potrzebne sobie wzięli, a gitara leży zapewne teraz na jakimś pobliskim wysypisku śmieci. Ta informacja również bardzo wpłynęła na moje zachowanie. Jeśli ktoś kiedykolwiek stracił bezpowrotnie jedynego przyjaciela, doskonale wie, co wtedy czułam. Kazałam jechać im w to miejsce i przeszukać wszystkie pobliskie śmietniki. To było jak utrata kawałka mnie, bez którego moje życie straciło jakikolwiek sens. Ten kawałek był mi potrzebny do prawidłowego funkcjonowania. Już nie wspomnę, że to jedyna pamiątka po kochanych rodzicach. Teraz nie mam nic oprócz wspomnień. Jak już coś człowiekowi zabierać, to najlepiej wszystko za jednym razem. Za jednym cierpieniem- przecież to bardziej humanitarne, prawda? Ciekawe, co ze mną będzie? Na nową gitarę mnie nie stać, a sam śpiew zazwyczaj nie przyciąga takiej "publiczności". Teraz jedynie mogę zacząć żebrać, bo do pracy nikt bezdomnych przyjmować przecież nie chce. I weź się tu człowieku odbij od dna, skoro nikt nie ma zamiaru ci dać przysłowiowego palca, nie mówiąc już o całej dłoni. Może lepiej by było gdyby tamtej nocy mnie zakatowali, nie byłoby teraz żadnych problemów.
***
Dzisiaj z samego rana pani doktor poinformowała mnie, że już za dwa dni dostanę wypis, co oznacza, że trzynasty stycznia ma być dla mnie kolejną przełomową datą w życiu. Dlaczego przełomową? To chyba jasne. Będę musiała zmierzyć z zupełnie inną rzeczywistością niż tą, w której się obecnie znajduje, szukać miejsca do spania, starać się przezwyciężać strach i nauczyć się od nowa żyć w mieszanym społeczeństwie. Tutaj praktycznie nie widuję żadnych mężczyzn, bo przez kilka incydentów, który miały miejsce na samym początku mojego pobytu, chyba boją się, że zdemoluje im szpital. Nie ukrywam, że strasznie przeraża mnie wizja zatłoczonej ulicy, pełnej potencjalnych przestępców. Wrócą samotne, ziemne wieczory, spędzane na chodniku lub w murach noclegowni, nie będę miała się do kogo odezwać, a co najgorsze nie będę miała za co żyć. Wyjadanie ze śmietników to nie jest perspektywa, która brzmi zachęcająco, ale nie mam innego wyjścia. Mam tylko nadzieję, że tym razem "trzynastka" okaże się dla mnie wreszcie szczęśliwą liczbą, bo chyba wykorzystałam już cały pakiet problemów i niepowodzeń. Szczerze - jestem pewna, że sama sobie nie poradzę. To chore, że to wszystko, co od kilka lat nazywałam "domem", jest teraz moim największym koszmarem, nękającym mnie nie tylko w nocy.
Z moich, jak zwykle niezbyt przyjemnych rozmyślań, wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, w których pojawiła się uśmiechnięta od ucha do ucha Meg. Byłam trochę zdzwiona, bo zazwyczaj o tej godzinie, jest najwięcej osób odwiedzających, przez co pielęgniarki mają dwa razy więcej roboty (a i tej nie jest mało) niż zwykle.
-Lily kochanie, mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale ktoś do ciebie przyszedł.
-Co? Do mnie? Chyba się komuś coś pomyliło. Przecież nie ma mnie kto odwiedzić i ty dobrze tym wiesz.
-Nic się nie nikomu nie pomyliło. Proszę wejdź.-zobaczyłam męską sylwetkę, powoli wyłaniającą się zza szklanych drzwi. Moje serce najpierw się zatrzymało, a potem zaczęło bić jak szalone. Tak no on. Jestem pewna, że to są te oczy, które tamtej nocy patrzyły na mnie z ogromnym przerażeniem. Mimo, że nie widziałam ich wtedy zbyt wyraźnie, wszędzie je poznam. To te zielone tęczówki, które udało mi się zapamiętać, jako jedyne pozytywne wspomnienie tamtej nocy. Stał z wymalowanym współczuciem na twarzy. W ręku trzymał piękny bukiet kwiatów oraz małe pudełko czekoladek. Szepnął coś do pielęgniarki i powoli zaczął się zbliżać.Zapewne Meg przed wejściem poinformowała go o moich wcześniejszych przygodach, dlatego szedł bardzo niepewnie, wręcz asekuracyjnie, żeby w każdym momencie mieć drogę ucieczki. Zatrzymał się przy moim łóżku i choć ja z tyłu głowy ciągle myślałam, że jest facetem, nie bałam się. To dziwne, ale jego widok wręcz mnie uspokoił. - Pewnie go nie poznajesz, ale...
-Poznaję, to ty mnie wtedy znalazłeś. To dzięki tobie żyje. - oboje byli dość zdziwieni moim wyznaniem, bo w sumie kto by się spodziewał, że moje kilku sekundowe przebudzenie, zostanie w mojej pamięci. Podobno (tak mówiły policjantki) chłopak zauważył, że się ocknęłam, ale zanim zdążył zareagować, straciłam przytomność- Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję - spojrzałam ponownie w zielone oczy, w których zapaliła się mała iskierka radości. Cieszył się, że go zapamiętałam?
-To dla ciebie- podał mi bukiet i położył czekoladki na nocną szafkę.- Jestem Harry.- widziałam jak strasznie się stresował i ciągle pocierał dłonie o spodnie. Ubrany był w czarne, bardzo obcisłe rurki, brązowe buty za kostkę oraz ciemną, zimową kurtkę.-Ty jesteś Lily, prawda?
-Tak, miło mi cię poznać Harry, szkoda, że w takich okolicznościach.
-Szkoda.-chłopak spuścił głowę i przez kilka dobrych sekund trwaliśmy w zupełnej ciszy- A jak się czujesz? Pani pielęgniarka mi powiedziała, że za dwa dni wychodzisz.
-Teraz jest już dużo lepiej. Coraz mniej odczuwam ból i staję się już bardzo samodzielna. Na pewno wszystko idzie w dobrą stronę, choć ciągle nie czuję się zbyt pewnie w męskim towarzystwie. - zważywszy na obecność chłopaka raczej nie przemyślałam tego, co powiedziałam, ale niestety taka była prawda
-Mam wyjść?- podskoczył jak poparzony i skierował wzrok na pielęgniarkę poprawiającą mi kroplówkę, a potem znów spojrzał na mnie
-Nie, przepraszam, usiądź proszę. - ręką wskazałam mu mały obrotowy taborecik.- Dla mnie samej to jest dziwne i nie do końca zrozumiałe, ale przed tobą nie odczuwam takiego lęku, jak przed każdym innym mężczyzną, który przekroczył próg tego pomieszczenia. Miałam lekki stres jak tylko wszedłeś, ale szybko cię poznałam i o dziwo automatycznie uspokoiłam. Może ma na to wpływ fakt, że po prostu mam sekundowe wspomnienie tego, jak mnie ratujesz i moja podświadomość nie pozwala mi się ciebie bać. Sama nie wiem. - nie wiem czy do końca udało mi się przekazać, co chciałam powiedzieć, ale naprawdę nie miałam pojęcia jak inaczej ubrać to wszystko w słowa - Także jeśli chcesz to zostań. Jeśli nagle coś zacznie się dziać, po prostu ci powiem. Dobrze?
Dzisiaj z samego rana pani doktor poinformowała mnie, że już za dwa dni dostanę wypis, co oznacza, że trzynasty stycznia ma być dla mnie kolejną przełomową datą w życiu. Dlaczego przełomową? To chyba jasne. Będę musiała zmierzyć z zupełnie inną rzeczywistością niż tą, w której się obecnie znajduje, szukać miejsca do spania, starać się przezwyciężać strach i nauczyć się od nowa żyć w mieszanym społeczeństwie. Tutaj praktycznie nie widuję żadnych mężczyzn, bo przez kilka incydentów, który miały miejsce na samym początku mojego pobytu, chyba boją się, że zdemoluje im szpital. Nie ukrywam, że strasznie przeraża mnie wizja zatłoczonej ulicy, pełnej potencjalnych przestępców. Wrócą samotne, ziemne wieczory, spędzane na chodniku lub w murach noclegowni, nie będę miała się do kogo odezwać, a co najgorsze nie będę miała za co żyć. Wyjadanie ze śmietników to nie jest perspektywa, która brzmi zachęcająco, ale nie mam innego wyjścia. Mam tylko nadzieję, że tym razem "trzynastka" okaże się dla mnie wreszcie szczęśliwą liczbą, bo chyba wykorzystałam już cały pakiet problemów i niepowodzeń. Szczerze - jestem pewna, że sama sobie nie poradzę. To chore, że to wszystko, co od kilka lat nazywałam "domem", jest teraz moim największym koszmarem, nękającym mnie nie tylko w nocy.
Z moich, jak zwykle niezbyt przyjemnych rozmyślań, wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, w których pojawiła się uśmiechnięta od ucha do ucha Meg. Byłam trochę zdzwiona, bo zazwyczaj o tej godzinie, jest najwięcej osób odwiedzających, przez co pielęgniarki mają dwa razy więcej roboty (a i tej nie jest mało) niż zwykle.
-Lily kochanie, mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale ktoś do ciebie przyszedł.
-Co? Do mnie? Chyba się komuś coś pomyliło. Przecież nie ma mnie kto odwiedzić i ty dobrze tym wiesz.
-Nic się nie nikomu nie pomyliło. Proszę wejdź.-zobaczyłam męską sylwetkę, powoli wyłaniającą się zza szklanych drzwi. Moje serce najpierw się zatrzymało, a potem zaczęło bić jak szalone. Tak no on. Jestem pewna, że to są te oczy, które tamtej nocy patrzyły na mnie z ogromnym przerażeniem. Mimo, że nie widziałam ich wtedy zbyt wyraźnie, wszędzie je poznam. To te zielone tęczówki, które udało mi się zapamiętać, jako jedyne pozytywne wspomnienie tamtej nocy. Stał z wymalowanym współczuciem na twarzy. W ręku trzymał piękny bukiet kwiatów oraz małe pudełko czekoladek. Szepnął coś do pielęgniarki i powoli zaczął się zbliżać.Zapewne Meg przed wejściem poinformowała go o moich wcześniejszych przygodach, dlatego szedł bardzo niepewnie, wręcz asekuracyjnie, żeby w każdym momencie mieć drogę ucieczki. Zatrzymał się przy moim łóżku i choć ja z tyłu głowy ciągle myślałam, że jest facetem, nie bałam się. To dziwne, ale jego widok wręcz mnie uspokoił. - Pewnie go nie poznajesz, ale...
-Poznaję, to ty mnie wtedy znalazłeś. To dzięki tobie żyje. - oboje byli dość zdziwieni moim wyznaniem, bo w sumie kto by się spodziewał, że moje kilku sekundowe przebudzenie, zostanie w mojej pamięci. Podobno (tak mówiły policjantki) chłopak zauważył, że się ocknęłam, ale zanim zdążył zareagować, straciłam przytomność- Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję - spojrzałam ponownie w zielone oczy, w których zapaliła się mała iskierka radości. Cieszył się, że go zapamiętałam?
-To dla ciebie- podał mi bukiet i położył czekoladki na nocną szafkę.- Jestem Harry.- widziałam jak strasznie się stresował i ciągle pocierał dłonie o spodnie. Ubrany był w czarne, bardzo obcisłe rurki, brązowe buty za kostkę oraz ciemną, zimową kurtkę.-Ty jesteś Lily, prawda?
-Tak, miło mi cię poznać Harry, szkoda, że w takich okolicznościach.
-Szkoda.-chłopak spuścił głowę i przez kilka dobrych sekund trwaliśmy w zupełnej ciszy- A jak się czujesz? Pani pielęgniarka mi powiedziała, że za dwa dni wychodzisz.
-Teraz jest już dużo lepiej. Coraz mniej odczuwam ból i staję się już bardzo samodzielna. Na pewno wszystko idzie w dobrą stronę, choć ciągle nie czuję się zbyt pewnie w męskim towarzystwie. - zważywszy na obecność chłopaka raczej nie przemyślałam tego, co powiedziałam, ale niestety taka była prawda
-Mam wyjść?- podskoczył jak poparzony i skierował wzrok na pielęgniarkę poprawiającą mi kroplówkę, a potem znów spojrzał na mnie
-Nie, przepraszam, usiądź proszę. - ręką wskazałam mu mały obrotowy taborecik.- Dla mnie samej to jest dziwne i nie do końca zrozumiałe, ale przed tobą nie odczuwam takiego lęku, jak przed każdym innym mężczyzną, który przekroczył próg tego pomieszczenia. Miałam lekki stres jak tylko wszedłeś, ale szybko cię poznałam i o dziwo automatycznie uspokoiłam. Może ma na to wpływ fakt, że po prostu mam sekundowe wspomnienie tego, jak mnie ratujesz i moja podświadomość nie pozwala mi się ciebie bać. Sama nie wiem. - nie wiem czy do końca udało mi się przekazać, co chciałam powiedzieć, ale naprawdę nie miałam pojęcia jak inaczej ubrać to wszystko w słowa - Także jeśli chcesz to zostań. Jeśli nagle coś zacznie się dziać, po prostu ci powiem. Dobrze?
-Dobrze, ale nie krępuj się proszę. Jak tylko poczujesz się niekomfortowo w mojej obecności, zaczniesz się bać, mów śmiało. - mówił bardzo powili i było widać, że szczerze. Nie wiem, kto z nas w tym momencie był bardziej zestresowany całą sytuacją. - Nie obrażę się, ani nie wezmę sobie tego do siebie. Rozumiem, że jest to dla Ciebie trudny czas, ale jeśli pozwolisz, to chciałbym ci jakoś pomóc. - odpowiedziałam lekkim uśmiechem i jeszcze raz wskazałam ręką na stojący obok łóżka taboret. Chłopak zdjął kurtkę i położył ją sobie na kolanach - Czyli jak się czujesz już wiem, ale w sumie to wszystko. Chciałabyś opowiedzieć mi coś więcej o sobie?
Pomimo niezbyt udanego początku rozmowy powili zaczynaliśmy się rozluźniać i poruszać inne tematy kompletnie niezwiązane z przyczyną naszego spotkania. Rozmawialiśmy o naszych pasjach, które co ciekawe dzieliliśmy, o naszych planach, a nawet drobnych marzeniach. Kilka razy nawet śmialiśmy się z jakiś niezbyt udanych żartów Harrego lub anegdotek z życia chłopaka. Momentami zapominałam gdzie i dlaczego obecnie się znajdujemy. Wspominaliśmy nasze dzieciństwo i porównywaliśmy zabawy z najmłodszych lat, co było najdziwniejszym z naszych tematów. Dowiedziałam się o nim sporo interesujących rzeczy, a i ja podzieliłam się kawałkiem mojego życia. Oczywiście nie poruszałam tematu moich rodziców, choć i tak mam pewne przeczucie, że Harry zna całą prawdę, bo idealnie wychodzi mu omijanie trudnych spraw. Jakby się do tego przygotował. Prawdopodobnie dowiedział się wszystkiego od policji, której byłam wręcz zmuszona wyznać prawdę.
Naprawdę znaleźliśmy wspólny język, jakbyśmy znali się kilka ładnych lat. Wydaje mi się, że w końcu oboje czuliśmy się w swoim towarzystwie zupełnie swobodnie i mogliśmy zachowywać się całkowicie naturalnie. Czy to nie dziwne, że w tak przykrym momencie mojego życia, w jakim zdecydowanie jestem, udało mi się spotkać kolejną bratnią duszę? Ostatnio zastanawiałam się też dużo nad Mattem. Ciekawe czy zauważył, że mnie nie ma i przejął się moją osobą? W sumie nie widzieliśmy się już sporo czasu, bo aż od pamiętnego popołudnia w kawiarni. Trochę się pozmieniało, ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy i uda nam się nawiązać taki kontakt, jak złapałam dzisiaj z Harrym. Kolejna rzecz, ukazująca moja cholerną hipokryzję: Boje się facetów, a jednocześnie najlepiej dogaduje się z jednym z nich i cały czas myślę o spotkaniu z innym. Gdzie tu jakakolwiek logika? Ja jej nie widzę, a to przecież moje własne życie. No cóż jak być dziwną to w całości.
-Lily, wybacz, ale muszę się już zbierać. Mój współlokator dzisiaj wraca od rodziców i muszę zrobić jeszcze jakieś zakupy, bo to okropny żarłok i jak zobaczy, że zjadłem jego zapasy, chyba mnie zabije i potem zje, bo będzie baaaaardzo głodny.- mówił śmiesznie wymacując rękoma- Postaram się odwiedzić cię jutro, a jeśli nie uda mi się, będę w piątek przed twoim wypisem.
-Jasne, nic nie szkodzi. Pozdrów ode mnie przyjaciela i spokojnie załatw jutro wszystko, co musisz mną się kompletnie nie przejmuj. Jeszcze raz nie wiem jak mam ci dziękować.
-Nie musisz, każdy by tak zrobił. Trzymaj się mała. Mogę?- zapytał wyciągając w moim kierunku wciągnięte ręce. W pierwszej chwili wzdrygnęłam się i lekko cofnęłam na łóżku. Pewne ruchy są dla mnie jeszcze nadal zbyt śmiałe chociaż wiem, że on nie chce zrobić mi nic złego. Chciał mnie przytulić jak kolega koleżankę. Nic więcej. Pewnie przed całą tą sytuacją ucieszyłabym się, gdyby ktoś chciał mnie przytulić, ale w tym wypadku czułam paraliż niemal całego ciała. Mimo to zgodziłam się. Jeśli się nie przełamię teraz to mogę już przecież nigdy nie mieć okazji w życiu kogoś przytulić. Tak naprawdę nie wiem, czy zobaczę jeszcze kiedykolwiek Harry'ego, a jestem niemal pewna, że nie zaufam za szybko innemu, poznanemu przypadkiem mężczyźnie.
-Oczywiście.- na początku byłam bardzo spięta, ale już po chwili znowu się rozluźniłam. Poczułam, że trzymają mnie teraz silne ramiona, które jednak nie wykorzystają tej siły przeciwko mnie, tylko które zapewniły mi życie i bezpieczeństwo. Tak, w tym momencie poczułam się bezpiczna. Znowu zaleciało hipokryzją, ale trudno. Przecież to nie moja wina, że tak się dzieje. Dla mnie to też jest anomalią, ale za to bardzo przyjemna anomalią.
Jak się potem okazało Harry i ja przegadaliśmy prawie trzy godziny. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia, kiedy ten czas minął. Meg była bardzo pozytywnie zaskoczona, że tak dobrze sobie poradziłam. Po jakimś czasie przyszła do mnie pani psycholog, która była raczej nastawiona na uspokajanie mnie po panice lub histerii, ale i ona otwierała szeroko oczy ze zdziwienia. Wyjaśniła mi i potwierdziła moje przypuszczenia, skąd wzięła się u mnie taka reakcja i szczerze pogratulowała. Podkreśliła, że jest to niezwykle ogromny krok w przód, które daje dużą nadzieje, na lepszy powrót do normalności. Oczywiście mam się nie zrażać pierwszymi potknięciami, jakie napotkam na swojej drodze po wyjściu ze szpitala, ale zdecydowanie powinnam trzymać się tych dobrych i pozytywnych reakcji. Dowiedziałam się też, że z pewnością pomogłoby mi dalsze utrzymywanie kontaktu z Harrym, bo jego obecność w moim życiu może przynieść wiele dobrego. To jednak ta jedna rzecz, która kompletnie nie zależy ode mnie. Ja bym chciała, ale wiem kim jestem i zdaje sobie sprawę, że nie każdy chciałby mieć wśród znajomych kogoś takiego jak ja. Ale się nie poddaje i nie załamuje.
***
Naprawdę znaleźliśmy wspólny język, jakbyśmy znali się kilka ładnych lat. Wydaje mi się, że w końcu oboje czuliśmy się w swoim towarzystwie zupełnie swobodnie i mogliśmy zachowywać się całkowicie naturalnie. Czy to nie dziwne, że w tak przykrym momencie mojego życia, w jakim zdecydowanie jestem, udało mi się spotkać kolejną bratnią duszę? Ostatnio zastanawiałam się też dużo nad Mattem. Ciekawe czy zauważył, że mnie nie ma i przejął się moją osobą? W sumie nie widzieliśmy się już sporo czasu, bo aż od pamiętnego popołudnia w kawiarni. Trochę się pozmieniało, ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy i uda nam się nawiązać taki kontakt, jak złapałam dzisiaj z Harrym. Kolejna rzecz, ukazująca moja cholerną hipokryzję: Boje się facetów, a jednocześnie najlepiej dogaduje się z jednym z nich i cały czas myślę o spotkaniu z innym. Gdzie tu jakakolwiek logika? Ja jej nie widzę, a to przecież moje własne życie. No cóż jak być dziwną to w całości.
-Lily, wybacz, ale muszę się już zbierać. Mój współlokator dzisiaj wraca od rodziców i muszę zrobić jeszcze jakieś zakupy, bo to okropny żarłok i jak zobaczy, że zjadłem jego zapasy, chyba mnie zabije i potem zje, bo będzie baaaaardzo głodny.- mówił śmiesznie wymacując rękoma- Postaram się odwiedzić cię jutro, a jeśli nie uda mi się, będę w piątek przed twoim wypisem.
-Jasne, nic nie szkodzi. Pozdrów ode mnie przyjaciela i spokojnie załatw jutro wszystko, co musisz mną się kompletnie nie przejmuj. Jeszcze raz nie wiem jak mam ci dziękować.
-Nie musisz, każdy by tak zrobił. Trzymaj się mała. Mogę?- zapytał wyciągając w moim kierunku wciągnięte ręce. W pierwszej chwili wzdrygnęłam się i lekko cofnęłam na łóżku. Pewne ruchy są dla mnie jeszcze nadal zbyt śmiałe chociaż wiem, że on nie chce zrobić mi nic złego. Chciał mnie przytulić jak kolega koleżankę. Nic więcej. Pewnie przed całą tą sytuacją ucieszyłabym się, gdyby ktoś chciał mnie przytulić, ale w tym wypadku czułam paraliż niemal całego ciała. Mimo to zgodziłam się. Jeśli się nie przełamię teraz to mogę już przecież nigdy nie mieć okazji w życiu kogoś przytulić. Tak naprawdę nie wiem, czy zobaczę jeszcze kiedykolwiek Harry'ego, a jestem niemal pewna, że nie zaufam za szybko innemu, poznanemu przypadkiem mężczyźnie.
-Oczywiście.- na początku byłam bardzo spięta, ale już po chwili znowu się rozluźniłam. Poczułam, że trzymają mnie teraz silne ramiona, które jednak nie wykorzystają tej siły przeciwko mnie, tylko które zapewniły mi życie i bezpieczeństwo. Tak, w tym momencie poczułam się bezpiczna. Znowu zaleciało hipokryzją, ale trudno. Przecież to nie moja wina, że tak się dzieje. Dla mnie to też jest anomalią, ale za to bardzo przyjemna anomalią.
Jak się potem okazało Harry i ja przegadaliśmy prawie trzy godziny. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia, kiedy ten czas minął. Meg była bardzo pozytywnie zaskoczona, że tak dobrze sobie poradziłam. Po jakimś czasie przyszła do mnie pani psycholog, która była raczej nastawiona na uspokajanie mnie po panice lub histerii, ale i ona otwierała szeroko oczy ze zdziwienia. Wyjaśniła mi i potwierdziła moje przypuszczenia, skąd wzięła się u mnie taka reakcja i szczerze pogratulowała. Podkreśliła, że jest to niezwykle ogromny krok w przód, które daje dużą nadzieje, na lepszy powrót do normalności. Oczywiście mam się nie zrażać pierwszymi potknięciami, jakie napotkam na swojej drodze po wyjściu ze szpitala, ale zdecydowanie powinnam trzymać się tych dobrych i pozytywnych reakcji. Dowiedziałam się też, że z pewnością pomogłoby mi dalsze utrzymywanie kontaktu z Harrym, bo jego obecność w moim życiu może przynieść wiele dobrego. To jednak ta jedna rzecz, która kompletnie nie zależy ode mnie. Ja bym chciała, ale wiem kim jestem i zdaje sobie sprawę, że nie każdy chciałby mieć wśród znajomych kogoś takiego jak ja. Ale się nie poddaje i nie załamuje.
***
Po wieczornym obchodzie nadal byłam pełna szczęścia i nadziei na lepsze jutro. Układałam sobie w głowie różne wariacje mojego nowego życia. Chciałam wierzyć, że choć jedna z nich się spełni i że uda mi się znów stanąć na nogi. Chociaż nadal nie mam zielonego pojęcia, gdzie teraz się podzieję i jak będę żyć, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nie wiem kompletnie od czego zacząć, skoro nie mam nawet ukochanej gitary i ani grosza przy duszy. Jestem trochę w kropce, ale i tak czuje bardzo dużo pozytywnej energii. Czy już tak kiedyś nie miałam? Oczywiście, że tak i zawsze kończyło się jeszcze większym załamaniem nerwowym niż wcześniej. Ale cholernie chcę wierzyć, że tym razem wreszcie mi się coś uda i jakoś odmieni się moje nędzne życie. Zostały mi już tylko dwie noce, gdzie ma zapewnione jedzenie i dach nad głową. Dwie noce bezpieczeństwa, ciepła i troski. Muszę coś koniecznie wykombinować, żeby nie zmarnować tej pozytywnej energii, którą ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu wyciągnęłam z tej paskudnej i tragicznej sytuacji.
***
To dziś. Za chwilę opuszczę to miejsce, w którym tak wiele się stało zarówno dobrego jak i tego gorszego. Nie wiem jak będę wspominać to miejsce, bo pamiętam zarówno te negatywne jak i pozytywne chwile. Poznałam Meg, która jest wspaniałą osobą, i która niesamowici mi pomogła. Tutaj też poznałam Harry'ego i to tutaj znalazłam kolejny worek z motywacją. Nie mniej jednak to też w tym miejscu dochodziłam do siebie po gwałcie, przypominałam dotyk, zapach i widok oprawców, przeżywałam najgorsze koszmary oraz ataki paniki. Mam nadzieję, że w przyszłości będę w stanie spojrzeć na to miejsce tylko przez pryzmat tych dobrych momentów, ale na ten moment tego od siebie nie wymagam. Udało mi się wymyśleć, jak teraz będę zarabiać na jedzenie i mam ogromną nadzieje na powodzenie. Oby moi rodzice nade mną czuwali i podpowiadali w podejmowaniu decyzji. Kurczę, jestem tak strasznie ciekawa, co się w moim życiu jeszcze wydarzy.
***
-NIESPODZIANKA!!!
-Co...?
______________________________________________
Udało mi się napisać kolejny rozdział. Jestem mega szczęśliwa, że znajduje czas, żeby małymi kroczkami pisać dalsze części tej historii. Mam nadzieje, że wam się podoba :) Proszę zostawcie komentarze (tak, to bardzo motywuje :) ) Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Są tacy?
Jestem!! Obecna!
OdpowiedzUsuńZnalazlam to opov niedawno i ono jest na prawde meeega. Sama jestem muzykiem wiec to mnie jeszcze bardziej zaciekawilo. Super piszesz i czekam na next, ktory mam nadzieje pojawi sie wkrotce :)
Dziękuję bardzo!!! Postaram się dzisiaj lub jutro dodać nowy rozdział
UsuńStrasznie przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale przez ostatnie dwa miesiące miałam tyle nauki, że nie byłam w stanie nawet myśleć o pisaniu
nawet nie wiesz ile mi radości sprawił ten komentarz!!!