Strony

wtorek, 14 sierpnia 2018

Rozdział jedynasty



PRZECZYTAJ INFORMACJĘ POD ROZDZIAŁEM 
_____________________________________________________


Kiedy zostałam znowu sama, zaczynało dopiero świtać, ale nie poszłam już spać. Przez chwilę siedziałam jeszcze otulona kołdrą i wpatrzona w uginające się lekko od wiatru drzewa. Pewnie gdybym przytuliła głowę do miękkiej poduszki i przykryła się szczelnie, udałoby mi się zasnąć, szczególnie, że tej nocy nie zmrużyłam okna nawet na chwilę. O dziwo w tym momencie nie czułam zmęczenia, choć zapewne za parę godzin będę na siebie zła, że jednak nie wykorzystałam tych paru godzin na sen.
 Czasami lubię wstać z łóżka, kiedy jeszcze nawet przyroda dobrze się obudziła. Tak naprawdę to mieszkając na ulicy rzadko miałam możliwość budzić się w łóżku, a wstawanie wczesnym świtem, było zazwyczaj nieodłącznym elementem życia bezdomnego. Przyznam jednak, że obserwacja, rozpoczynającego się dnia i zarazem całego budującego go życia, jest niesamowicie piękna i budującą. Nie do końca jestem w stanie wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje, ale jest to dla mnie swego rodzaju zastrzyk pozytywnej energii. Żyjąc bez dachu nad głową, warto jest znaleźć w tym podłym świecie jakieś pozytywne aspekty. Dzięki nim jest się w stanie jakoś przetrwać najbliższy dzień. Zawsze mówiłam sobie, że to jest mój przywilej. Przecież mało kto, mieszkający w szczelnie zamkniętym na noc domu, jest świadomy jakie piękne mogą być poranki. Nie znają tak dobrze śpiewu ptaków, nie wiedzą,  o której godzinie zaczynają poranny koncert świerszcze, kiedy kwiaty otwierają swoje kielichy,  albo o której przejeżdża podmiejskimi uliczkami samochód z piekarni, za którym ciągnie się niesamowity zapach świeżego pieczywa. To wszystko składało się na prawie każdy poranek, który ja mogłam podziwiać. Czasami naprawdę wszystko zależy od tego, jak spojrzymy na świat. Wiem, że nie zawsze jestem optymistką, ale czasami sama próbuję się mobilizować do pozytywnego myślenia, bo kto inny ma to zrobić?

Nie da się też ukryć, że dodatkowo na moją "bezsenność" wpłynęło jeszcze to, co miało wydarzyć się za parę godzin. Tak , chodzi o spotkanie i rozmowę z Niall'em. To już, a może jednak dopiero dzisiaj dowiem się, o co tak naprawdę w tym wszystkich chodzi. Jaka jest przyczyna tej całej sytuacji i jaka jest cała prawda. Boję się trochę jej poznać, bo sama nie wiem jak na to wszystko zareaguję, ale jestem świadoma, że odkładanie tego w nieskończoność, wcale nie jest dobrym pomysłem. To musi zostać wyjaśnione dzisiaj i nie możemy już tego odwołać. Już i tak odwlekamy to zdecydowanie za długo. Mam wrażenie, że z każdym dniem coraz ciężej jest się mu przyznać do prawdziwego ja, a mi poznać prawdę.


***



Powoli wygrzebałam się z łóżka, wsunęłam bose stopy w cieplutkie kapcie, które zostały mi przypisane razem z pokojem, zarzuciłam na ramiona puszysty koc i wyszłam na taras. Stanęłma na środku balkonu, opierając się jednocześnie o przepięknie wyrzeźbioną, czarną balustradę i zaczęłam z zachwytem podziwiać budzącą się do życia przyrodę. Ogród chłopaków prezentował się znakomicie. Cała posesja była otoczona średniej wysokości tujami, co świadczyło, że Niall i Harry nie mieszkali tu zbyt długo. W prawym rogu znajdowała się nowoczesna, białą altanka, przygotowana na dość spore spotkania. To co najbardziej mnie w niej urzekło to małe, kuliste lampki, które otaczały całą konstrukcję. Teraz może ciężko jest je nawet dokładnie zobaczyć, ale wieczorem tworzą w tym miejscu niesamowity klimat. Do altanki prowadziła wąska, delikatnie kręta ścieżka, wyłożona jasnymi kamieniami, która łączyła się z niewielkim tarasem, ozdobionym licznymi roślinami, drewnianą ławeczką oraz identycznymi lampkami jak te na altance. Większą część ogrodu zajmowała natomiast idealnie przystrzyżona i nienaturalnie zielona, jak na tą porę roku, trawa. Gdzieniegdzie można było tylko zauważyć płaty gołej ziemi, oddzielonej od trawnika małymi, biało-szarymi kamieniami, przygotowanej zapewne na wszelkiego rodzaju kolorowe kwiaty. Ze zdjęć, które miałam przyjemność zobaczyć na dole, wywnioskowałam, że wiosną i latem jest tu jeszcze piękniej, dlatego już nie mogę się doczekać, aż zobaczę to arcydzieło w pełnej okazałości. Podobno za kilka miesięcy ciężko będzie mi zauważyć z tego miejsca altankę, która obecnie jest najbardziej rzucającym się w oczy punktem ogrodu, ponieważ zostanie ona zasłonięta przez pnące się wysoko czerwone i różowe róże. Gdyby ktoś pokazał mi ten dom, zanim poznałam jego właścicieli, uznałabym, że należy on do małżeństwa w średnim wieku - pracujący mąż, zarabiający na tyle dużo, że jego żona może całymi dniami zajmować się wystrojem i pielęgnacją domu oraz ogrodu. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, że mieszka tu dwóch młodych chłopaków. A zresztą, kto by tak w ogóle mógł pomyśleć?


Stojąc tak w zupełnej ciszy, wpatrując się w uśpione jeszcze podwórko, słowa starych piosenek same zaczęły wydobywać się z moich ust. Nadawały one całej sytuacji jeszcze bardziej spokojny, melancholijny, a może nawet tajemniczy klimat. Śpiewałam z głębi serca, cichutko, aby nie obudzić reszty domowników, ale jednocześnie niezwykle emocjonalnie. Chciałam dać upust temu wszystkiemu, co się we mnie kłębiło już od dłuższego czasu. Oczywiście do pełni szczęścia brakowało mi jedynie gitary, możliwości szarpnięcia strun i tego pięknego dźwięku, choć wiedziałam, że w obecnej sytuacji i tak nie mogłabym jej użyć. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam za śpiewaniem, za muzyką, za dzieleniem się pasją z innymi. Jeszcze kilka miesięcy temu nie uwierzyłabym, że moje życiowe priorytety ulegną tak diametralnej zmianie, że odstawię muzykę na dalszy plan. Może brzmi to tak, jakbym całkowicie z niej zrezygnowała lub jakby przestała być ona dla mnie ważna, ale wcale tak nie jest i nigdy nie będzie.  Jeszcze nie tak dawno temu była ona dla mnie źródłem dochodów, czymś dzięki czemu byłam w stanie żyć z dnia na dzień. Zawdzięczałam jej to, że żyję, że lepiej lub gorzej utrzymuję się ciągle na powierzchni, że nie tonę. Po wylądowaniu w szpitalu wszystko uległo całkowitej zmianie, na którą czekałam, ale której się w tamtym momencie kompletniej nie spodziewałam. Teraz z jednej strony chciałabym wrócić do mojej starej "pracy", bo była ona ogromną i nieodłączną częścią mnie, ale z drugiej wiem, że teraz mam znacznie większe szanse na odbicie się od dna. Jestem też świadoma, że gdybym odrzuciła pomoc Nialla i Harry'ego, już nigdy mogłabym nie mieć okazji, by  chociaż spróbować, samodzielnie stanąć na nogi. Z tego właśnie powodu muszę się teraz skupić na nowej pracy i w dużym stopniu przyhamować z muzyką. To jest właśnie ten "drugi plan", na który została ona zrzucona. Jestem pewna, że jeszcze kiedyś wrócę do niej wrócę, do wyrażania kłębiących się we mnie emocji poprzez śpiew i grę. Nie wiem jeszcze sama, czy znów zacznę grać na ulicy, czy może ograniczę się do występów dla samej siebie, ale póki co muszę ustabilizować porządnie moje życie.  Jeśli mam taką szansę, to chce mieć pewność, że już nic nigdy nie spowoduje, że ponownie wyląduje na dnie. Mam nadzieję, że tym razem mi się uda, przecież początek mam bardzo dobry. Oczywiście nie ukrywam, że marzy mi się wrócić do muzyki na "pełny etat". Chociaż to raczej zgubne i mało realne marzenia.
Wszystkie te myśli, marzenia, tęsknoty wylewałam z siebie potokiem rytmicznych, spokojnych i przepełnionych emocjami słów.

***


  -Cześć mała.   -    wzdrygnęłam, gdy usłyszałam  dźwięk  przesuwanej zasłonki i lekko zaspany, zachrypnięty głos.   -  Widzę, że nasz skowroneczek już nie śpi, a mieliśmy się spotkać dopiero na śniadaniu      -   Odwróciłam głowę, nie odrywając podpartych łokci od barierki i ujrzałam trzęsącego się z zimna, rozczochranego chłopaka      -     Nie bój się, to tylko ja. Obudziłem się przed chwilą i otworzyłem okno u siebie w pokoju. Zobaczyłem, że stoisz na balkonie, w sumie to bardziej usłyszałem, ale no nie ma zbytnio różnicy.    -    obdarzył mnie uśmiechem, chyba w ramach przeprosin, za to, że mnie wystraszył      -    Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że pozwoliłem sobie wejść bez pytania, ale drzwi były otwarte, a ja nie chciałem ci przerywać.  -  chłopak podszedł bliżej, choć niska temperatura i brak ciepłego odzienia ewidentnie nie przypadły mu do gustu. Mocno się skrzywił i zaczął pocierać dłońmi swoje ciało, w celu ogrzania.

-Cześć Harry, no pewnie, że nie. Przecież to twój dom. Masz prawo wchodzić kiedy chcesz i gdzie chcesz. Nie mogę ci tego zabronić.  -  stanęłam na przeciwko bruneta i automatycznie rozbiło mi się go żal. Chłopak zdecydowanie wcześniej nie przemyślał sowjej decyzji o wyjściu na dwór. Biedaczek zamarzał na moich oczach.

-Tak , zgadzam się, to jest mój dom, ale TWÓJ pokój.    -   specjalnie zaakcentował jedno słowo, aby dać mi do zrozumienia, że to ja mam prawo decydowania o tym pomieszczeniu.   -   To też jest teraz twój dom. Pamiętaj o tym. - spuściłam lekko głowę w dół i mimowolnie się uśmiechnęłam. W dalszym ciągu nie byłam w stanie uwierzyć, kiedy ktoś zwracał się do mnie słowami "to jest TWÓJ dom, to jest TWÓJ pokój, to TWOJE nowe życie". To wszystko brzmi tak absurdalnie. Jak to ja mam swój pokój? Jak to ja mogę nazywać czyjś dom MOIM domem?   -  Jesteś domownikiem, który ma takie same prawa w tym domu jak każdy inny domownik.

 - Choć tu do mnie  -  wyciągnęłam do niego rękę, ustępując mu jednocześnie trochę miejsca pod kocem. Nie wiedziałam zbytnio jak mam odpowiedzieć na słowa bruneta, więc uznałam, że podziękowania w formie podzielenia się kocem, będą dobrym pomysłem.  -   Bo mi się jeszcze przeziębisz   -   chłopak wcale się nie wahał, tylko szybko szczelnie się okrył, dbając też o to, aby nie zabierać mi ani grama ciepła.

-No już zacząłem się bać, że mi tego nie zaproponujesz   -   szturchnęłam go lekko w bok, na co on zareagował śmiechem   -   No co, przynajmniej jestem szczery   -   no nie da się ukryć: szczery i bezpośredni.   -   A jak jesteśmy już przy szczerości, to masz niesamowity głos. Masz jeszcze coś w repertuarze? Chętnie bym posłuchał.   -   spojrzał na mnie z zaciekawieniem w oczach.

-Dziękuję. Chociaż nie uważam go za nic specjalnego. Zwykły, pospolity jakich pewnie pełno w Londynie.  -  machnęłam teatralnie rękoma, ale lekkie rumieńce zaczęły pojawiać się na moich policzkach.

-Tu się z tobą nie zgodzę. Słyszałem naprawdę wiele londyńskich i też  nielondyńskich głosów  i zdecydowanie nie powiedziałbym, że twój należy do pospolitych. Moim zdaniem ma w sobie coś innego, coś co zwraca na siebie uwagę i sprawia, że słucha się ciebie naprawdę  z ogromną przyjemnością   -   moja twarz z lekko różowej zrobiła się momentalnie czerwona. Ludzie często komplementowali mnie, gdy grałam na ulicy, ale takie słowa z ust bliskiej mi osoby wywołują znacznie więcej emocji. Szczególnie jeśli brzmią one właśnie tak. Nigdy nie byłam osobą o wysokim poziomie własnej wartość. Przyjmowałam komplementy, ale nigdy w nie nie wierzyłam. Uważałam, że ludzie mówią tak tylko z grzeczności, bo takie są przyjęte normy. Każdy z nas nie raz mówił drugiej osobie coś miłego, co niekoniecznie było zgodne z prawdą. Robimy tak, tylko dlatego że nie chcemy nikogo urazić. I właśnie w ten sposób odbieram większość pochlebnych słów, kierowanych do mojej osoby.


-  Bez przesady. Naprawdę nie ma się czym zachwycać.   -   odpowiedziałam krótko   -   A co do repertuaru to tak, mam, ale może przedstawię go innym razem?  -  jestem pewna, że gdybym tylko wiedziała, że jestem obserwowana, natychmiast bym przerwała. Mimo, że słyszały mnie już setki, a może nawet tysiące osób, nadal mam blokadę "wystąpić"przed Nancy, Harrym, czy nawet Niall'em, z którym miałm już przyjemność mieć mały koncercik.     -   I mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale trochę zniszczyłeś mi atmosferę na śpiew. Jak już jesteśmy dla siebie tacy szczerzy.   -   ponownie lekko szturchnęłam Harry'ego łokciem i szeroko uśmiechnęłam   -   Kiedy śpiewam często lubię być sama. Muzyka to dla mnie wyrażanie emocji, a to co siedzi we mnie wolę zostawić tylko dla siebie.

-Nie przesadzam. W ogóle jeśli chcesz, mogą sobie pójść?   -  czyżbym go jednak lekko uraziła i skrzywdziła jego wielkie, męskie ego? Komuś mogłaby przeszkadzać jego obecność? Niemożliwe, a jednak.  Nie chce przy nim teraz śpiewać, ani śpiewać ze świadomością, że on może stać za drzwiami i mnie podsłuchiwać. Jeśli chce być sama i tego mi potrzeba, to mam prawo o tym mówić i w jakimś stopniu tego oczekiwać. Chociaż teraz niekoniecznie chce, żeby Harry już sobie poszedł. Tak naprawdę to nawet się cieszę, że w tym momencie ktoś tu ze mną jest. Może nie raduje mnie fakt, że słyszał mnie, ale chyba przyszedł w dobrym momencie. Samotność - szczególnie w moim przypadku - należy dawkować.

-Nie, nie. Zostań, proszę. Po prostu są takie chwile kiedy chce śpiewać tylko dla siebie    -    "lub dla osób, których nie znasz i już nie poznasz" dodałam w myślach. Mimo, że ostatnimi czasy coraz rzadziej wspominam rodziców, w takim momencie jak ten zawsze będę do nich wracać. Nie ważne, czy będzie rok czy dwadzieścia lat od naszego ostatniego spotkania. Muzyka była czymś, co nas łączyło, co sprawiało, że byliśmy tak cudowną rodziną. Nawet jeśli mama, nigdy nie udzielała się bezpośrednio w tworzenie utworów, zawsze nam we wszystkim towarzyszyła. Można powiedzieć, że byłą naszą największa i najwierniejszą fanką. Stojąc na balkonie i obserwując pusty ogród, gdzieś w głębi serca buduje się we mnie nadzieja, że zaraz ich zobaczę, że jeśli usłyszą mój głos, przyjdą posłuchać. Jak zwykli to robić. Może to głupie, ale próba wyobrażenia sobie takiej sytuacji, jest dla nie swego rodzaju lekarstwem. Dla kogoś mogą to być jedynie idiotyczne wymysły, ale ja w ten sposób staram się przedłużyć pamięć o nich, wplatając ich w najświeższe wspomnienia. Jest to pewnego rodzaju oszustwo samego siebie, ale jeśli pomaga, to czy muszę z tego rezygnować?  -  Rozumiesz, co mam na myśli?

 -Tak, zdecydowanie.   -   chłopak popatrzył mi w oczy, jakby próbując w ten sposób wczytać z nich, co skłoniło mnie do tak refleksyjnego poranka. Nic z tego kolego. Zmusiłam się do delikatnie sztucznego uśmiechu i szybko odwróciłam wzrok.    -    Ja też czasami wolę być sam ze sobą. Wtedy zdecydowanie łatwiej jest zebrać myśli.

 -A jeśli mogę spytać, dużo słyszałeś?   -   nie ukrywam, że trochę się obawiałam, ile udało mu się zaobserwować. Bałam się, że widział, spływające po moich policzkach pojedyncze łzy, kiedy śpiewałam wyjątkowo ważną dla mnie i dla moich rodziców piosenkę. Wolałabym, żeby to zostało jednak głęboko schowaną i wyłącznie moją tajemnicą. Może kiedyś się przed kimś otworzę i ktoś pozna moje wnętrze, ale na ten moment nie darzę jeszcze nikogo takim zaufaniem.

 -Niezbyt, nawet nie słyszałem całego ostatniego utworu, ale to mi wystarczyło, aby poznać, że masz bardzo mocny głos o niesamowitej i rzadko spotykanej barwie.  Mam nadzieję, że wybaczysz mi, że ci przerwałem?  Wyglądałaś na zadumaną i smutną. Mam nadzieję, że dałaś sobie już spokój z tym, o czym rozmawialiśmy wieczorem?   -  A no tak, kasa. Jeszcze nie wpadałam na żaden genialny pomysł, ale wiem, że uda mi się jeszcze przekonać chłopaków do moich racji. W odpowiedzi na pytanie pokiwałam jedynie przecząco głową. Jeśli mamy jeszcze o tym rozmawiać to tylko w obecności Nialla    -  To dobrze, ale pamiętaj, że jeśli coś się dzieje, to zawsze możesz na mnie liczyć. Podobnie z resztą jak na Nialla czy Nancy.    -    Wiem, że mogę im powiedzieć o wszystkim i jeśli tylko o to poproszę, nie zdradzą żadnej mojej tajemnicy, ale nie chce. Nie chce żeby w tym momencie dowiedzieli się kim jestem. Chociaż zdaję sobie sprawę, że są świadomi, że moje życie przez ostatnie lata nie było usłane różami, ale sama nie umiem się jeszcze przed nimi do tego tak po prostu przyznać. Chce to trzymać dla siebie, bo boję się ich reakcji. Nie wiem, co zrobią, kiedy poznają całą moją historię.

 -Wybaczę, w sumie to i tak chciałam już kończyć. Nie jest zbyt ciepło, a jakoś nie uśmiecha mi się znowu wracać do statusu "chorej".    -    na samo wspomnienie o szpitalu i o wszystkim, co przeszłam przez ostatnie miesiące zrobiło mi się słabo. To były bardzo traumatyczne przeżycia i za żadne skarby świata nie chciałabym do tego wracać. Zawsze jednak próbuję sobie wytłumaczyć, że tak właśnie miało być, że gdyby nie to, nie poznałabym chłopaków, nie dostałabym takiej szansy. Gdyby nie to nie stałabym teraz na pięknym tarasie, w pięknym domu, gdzie mogę w każdej chwili ukryć się przed przeszywającym mnie zimnem.


-No pogoda to raczej nam nie sprzyja, ale z drugiej strony gdybyś mi się teraz przeziębiła, nie wypuściłbym cię od nas z domu, dopóki byś się nie wykurowała. A to oznacza, że wreszcie miałbym z kim porozmawiać, bo ostatnio na mojego współlokatora liczyć nie mogę.

-Czy ja dobrze zrozumiałam? Czy chesz mnie rozchorować dla własnych korzyści? I ja miałam z wami zamieszać? Po moim trupie - choć to powiedzenie było może w tej sytuacji mało trafione, tupnęłam mocno nogą i odwróciłam się od chłopaka na tyle, na ile pozwalał nam na to nasz wspólny koc

-Uważaj, bo sobie jeszcze nóżkę złamiesz. - Harry ewidentnie wyśmiał mój bardzo poważny i wcale nie przerysowany foch  -  No nie ukrywaj, że marzysz, aby być leczoną przez takiego lekarza jak ja       -    gwiazdorsko zarzucił swoje włosy do tyłu. Zawsze się zastanawiałam skąd w nim tyle pewności siebie. Może jest jedynakiem, oczkiem w głowie całej rodziny? Pewnie tak, ale ze mną nie będzie miał tak łatwo. Chłopak uśmiechnął się zawadiacko i szybkim ruchem zerwał mi koc z ramion. Podbiegł na drugi koniec balkonu i zaczął się głośno śmiać,  otulając się jednocześnie bardzo szczelnie kocem. Lodowate powietrze w mgnieniu oka otoczyło mnie z każdej strony, co chyba pozwoliło mi na trzeźwe myślenie i stworzenie szybkiego planu zemsty.  Spojrzałam na niego z udawanym przerażeniem w oczach i zaczęłam się trząść z zimna. Chłopak natychmiast spoważniał i zaczął przepraszać nakładając na mnie z powrotem koc. Postanowiłam wykorzystać sytuację - szybkim ruchem wyrwałam mu nakrycie z rąk i wbiegłam do domu zamykając za sobą drzwi tarasowe. I kto się będzie teraz śmiał? Patrząc na mocno zdezorientowanego chłopaka, z ogromnym bananem na twarzy  uchyliłam tylko okno, żeby mógł mnie usłyszeć. 


-No jakby ci to powiedzieć, NIE. I nie sądzę, żeby znaleźli się jacyś chętni  -  próbowałam go jakoś utemperować, ale w jego przypadku to dawało jedynie odwrotne skutki   -  Lekarz, który wyziębia swoich pacjentów, żeby móc z nimi spędzać czas, kiedy mu się nudzi. Nie sądzisz, że brzmi to trochę yyy… dziwnie i mało profesjonalne? - pokiwał przecząco głową i uśmiechnął się lekko tajemniczo

-Oj, byś się zdziwiła, jak długie miałbym kolejki. - zaraz ktoś tu mi utopi się w oceanie samozachytu, tylko nie wiem, czy będzie miał go kto ratować. Z pewnością nie ja!

-Chyba w snach kolego.  - chłopak znowu zaczął się trząść z zimna, ale jeszcze nie zmierzałam go wpuścić do domu. Niech trochę pocierpi, to może zobaczy, że nie jest jakąś gwiazdą, za którą latają miliony lasek.

-Raczej nie, koleżanko. Jeszcze dużo o mnie nie wiesz.  Jeszcze wiele nie wiesz.  -  Zadufany w sobie i cholernie tajemniczy, czy jest gorsze połącznie faceta? I kiedy on wreszcie przestanie w kółko powtarzać mi to samo zdanie? Przecież to samo mówił mi wczoraj wieczorem. Naprawdę nie musi a każdym kroku przypominać mi, że nie wiem o nim zbyt wiele.

-To mnie oświeć.  -  skoro nadal nie poznałam go na tyle dobrze, by móc wysuwać jakiekolwiek wnioski odnośnie jego osoby, chyba najlepszą rzeczą byłoby mnie trochę głębiej wprowadzić w ich życie? Nie chcę być jednak niegrzeczna i zbytnio się narzucać, ale czasami takie zdania, jak to wypowiedziane przed chwila przez Harry'ego, dają mi do zrozumienia, że ja naprawdę nie mam zielonego pojęcia z kim spędzam tyle czasu i komu postanowiłam zaufać. Jaką mam pewność, że nie chcą mnie tylko wykorzystać? A może jestem im potrzebna w jakimś czarnym interesie, bo niby skąd mają tyle kasy na wszystko? Może chcą mnie w jakiś sposób wykorzystać? Wiedzą, że nie mam dokąd iść,  a co za tym idzie, nie mam tu żadnej rodziny. Oznacza to, że nawet gdyby coś mi się stało, nikt nie będzie mnie nawet szukać. Może trochę zaczynam dramatyzować i panikuje, ale w mojej sytuacji to jest raczej zrozumiałe prawda?

-Teraz nie.   -  nie, to nie. Wiem, że nie mogę się im narzucać. Nie mam prawa ich wypytywać. Tylko proszę, niech nie katują mnie dodatkowo słowami, utwierdzającymi mnie w przekonaniu, że zbyt lekkomyślnie im zaufałam.

-Rozumiem, ale mam nadzieję, że kiedyś się dowiem.  -  a nawet ogromną nadzieję.

-Tak, sądzę nawet, że szybciej niż się tego w ogóle spodziewasz. Nie martw się nie zostawimy cię bez żadnej informacji. Musisz być cierpliwa i tyle.     -   Mała wskazówka jak rozbudzić wyobraźnię u dziewczyny. Powiedzieć jedno zdanie, które jednocześnie odpowiada na jej pytanie i otwiera kilka nowych drzwi, za którymi czają się same niewiadome. Już chyba wiem, nad czym będę myślała cały Boży dzień. Jak mnie to już wszystko męczy. Cierpliwość zdecydowanie nie jest moją mocną stroną. I chyba nigdy nie będzie.    -    A teraz skoro odpowiedziałem ci na pytanie, możesz mnie już wpuścić do domu?    -  zrobił maślane oczka i przykleił się do szyby, ale ja udawałam niewzruszoną    -   A no tak. Zapomniałem dodać, że jeśli ja się rozchoruję, to ty i tak nie będziesz mogła wyjść z naszego domu, bo ktoś przecież będzie się musiał, mną opiekować.   -   po tych słowach natychmiast otworzyłam drzwi i wpuściłam chłopaka do środka. Zarzuciłam na niego koc, a sama ubrałam się w wiszący na drzwiach szlafrok.   -   No widzisz, już zaczynasz o mnie dbać. Kilka słów i jesteś moja.

-Oj nie bądź siebie taki pewny. Zrobiłam to jedynie dla WŁASNYCH korzyści. Nie mam ochoty cię niańczyć. Już jako zdrowy jesteś mega irytujący, a co będzie jeśli będziesz przeziębiony. Chyba raczej wolę tego nie wiedzieć.

-Oj już nie bądź taka wredna. I tak wiem, że mnie lubisz  -  złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie tak, że wylądowałam w jego ramionach. Przytulił mnie mocno do siebie i pocałował w czubek głowy.  -  Mała, złośliwa Lily. Kto by pomyślał, że taka wredotka z ciebie?  -   pokazał rząd swoich śnieżnobiałych zębów i zrobił unik przed moim kolejnym szturchnięciem go w bok   -  Chodź złośnico. Zapraszam cię na lekcje gotowania z Harrym Styles'em. Chciałaś mały kurs, więc to chyba najlepsza pora, żeby go zacząć. Zrobimy reszcie śniadanie.  -   Po tych słowach stanęłam jak wryta. Miałam nadzieję, że się przesłyszałam, albo że to tylko sen. Dobrze pamiętam mój pierwszy dzień w pracy, kiedy to Natalie próbowała mi wmówić, że ustaliłam sobie warunki jedynie dzięki znajomością. Wypierałam się tego, że znam jakiegokolwiek Stylesa. Nie mogę powiedzieć, że kłamałam, bo naprawdę byłam głęboko przekonana, że nigdy nie spotkałam nikogo o takim nazwisku. Łącząc ze sobą te dwie historie, coraz bardziej zaczynam się zastanawiać kim do cholery są Niall i Harry? "Tacy ludzie jak Styles zawsze mają w życiu łatwiej" - próbowałam sobie odtworzyć w głowie sytuację sprzed kilku tygodni i jakoś wpasować te słowa w życie chłopaka. Czym oni się zajmują? Kim są? U kogo ja do cholery
mieszkam?


***RETROSPEKCJA***


- Musisz mnie z kimś mylić. Nie znam nikogo, kto nazywałby się Styles.

-No nie udawaj, że nie wiesz o kim mówię. Naprawdę nie jestem aż tak głupia za jaką mnie uważasz. Takie jak ty zawsze wywyższają się i myślą, że przez swoje kontakty stały się jakimś cholernym bóstwem. No cóż, chciałabym cię uświadomić, że się mylisz. Nadal jesteś nikim. - blondyna, która za pierwszym razem przywitała mnie chyba najbardziej czule i mile, teraz jakby całkowicie zmieniła nastawienie do mnie. Tylko czemu? Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, o co dokładnie jej chodzi, mówiąc "takie jak ty"?


***

- Na sto procent wykorzystałaś to kim jest i tylko dlatego tu jesteś. Inaczej nasza szefowa nie poszłaby na twoje chore warunki. Tacy ludzie jak Styles zawsze mają w życiu łatwiej, ale i otaczają się fałszywymi ludźmi, żerującymi na ich sukcesie. - jak mogłam wykorzystać kogoś, kogo nigdy nie miałam okazji nawet poznać? Nigdy nie rozmawiałam z żadną osobą, którą możnaby zakwalifikować do grupy ludzi, opisywanej przez dziewczynę, więc tym bardziej czuję się zdezorientowana



 ***





Zeszliśmy do kuchni, gdzie Harry nakazał mi usiąść na stołu i bacznie obserwować jego poczynania kuchenne. Powiedział, że na pierwszej lekcji jeszcze nie mogę niczego dotykać. Mam prawo jedynie patrzeć i ewentualnie próbować szykowanych dań, o ile mi na to pozwoli. Przypatrując się krzątającemu się Harry'emu, który bezskutecznie szukał jakiegoś przepisu, postanowiłam skorzystać z okazji.

- Harry   -  nadal wstrząśnięta tym, co usłyszałam, zwróciłam się do chłopaka  -  Wiem, że to będzie dziwne, co teraz powiem.   -   wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić  -  Nigdy nie mówiłeś mi wcześniej swojego nazwiska. Przedstawiłeś mi się po prostu Harry.    -  chłopak popatrzył na mnie badawczo i gestem ręki dał mi do zrozumienia, że powinnam kontynuować moją wypowiedź  -  Ale dzisiaj zdałam sobie sprawę, że już nie pierwszy usłyszałam twoje  nazwisko.  Nie widziałam, że chodzi o ciebie, choć osoba, z którą wtedy rozmawiałam, próbowała mnie do tego przekonać. Myślałam, że chce ona mi wmówić coś, co nie jest prawdą, zwyczajnie z powodu, że nie przypadłam jej do gustu. W skrócie- używając twojego nazwiska chciała mi zaszkodzić i mnie upokorzyć.

-Kto to był?   -  chłopak najwyraźniej lekko się zaniepokoił, jakbym wstąpiła na cienki lód, który pęknie w momencie, gdy zrobię choćby jeden krok. Czułam, że nie jest on zbyt zadowolony z poruszonego tematu. Nie wiem jednak, czy był zły bardziej na siebie za to, że przez swoją nieuwagę i samozachwyt doprowadził do tej rozmowy.   -   I co ci mówił? Jak to ktoś chciał ci zaszkodzić? Czemu nic mi o tym wcześniej nie mówiłaś?

-Nie myślałam, że to coś poważnego. W ogóle nie miałam pojęcia, że to wszytsko jest prawdą. Skąd miałam wiedzieć? Przecież prawie nic o was nie wiem.    -  byłam roztrzęsiona, a cała przyjazna aura, którą udało mi się zbudować chwile temu na balkonie, stała się jedynie wspomnieniem. W ciągu paru minut moje nastawienie do zielonookiego uległo zmianie. Zaczęłam się bać. Nie tyle jego samego, co prawdy o nim. Mimo, że wtedy też poruszyliśmy przecież ten sam temat, teraz zrobiło się jakby poważniej. Zupełnie przez przypadek dowiedziałam się o nim czegoś, co połączyło ze sobą kilka faktów i niekoniecznie mnie uspokoiło.

-Dobrze Lily. Przepraszam.   -  Harry wyczuł mój lęk i ponownie przycisnął mocniej do siebie    -  Masz racje. Nie miałaś o niczym nawet pojęcia. To nie twoja wina. Powiesz mi tylko kto to zrobił?


-Natalie ode mnie z pracy.    -  Harry przygryzł nerwowo wargę  -  Mówiła, że tacy jak ty macie w życiu łatwiej. Mówiła, że tylko dzięki wam mam tę pracę, że tak naprawdę jestem nikim. Harry proszę, powiedz mi kim jesteś. Kim jest Niall? O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego wasze życie jest niby inne niż reszty ludzie? Naprawdę myślałam, że Natalie mnie okłamała, że wyssała z palca całą tę historię. Proszę.



***


Podczas dalszego przygotowywania śniadania oraz przy samym śniadaniu atmosfera była lekko napięta. Harry nie odzywał się zbytnio do mnie, jakby w nadziei, że w ten sposób ominie te wszystkie niewygodne dla nas tematy. Ja nadal byłam w głębokim szoku, że słowa mojej współpracownicy okazały się prawdziwe. Byłam święcie przekonana, że chciała mi jedynie zaszkodzić, a całą historyjkę ze Styles'em zmyśliła. Nadal nie rozumiałam, co tak naprawdę powoduje, że ich życie jest niby takie łatwe. Praca? Kasa? Rodzina? W sumie może strefa VIP podczas naszego ostatniego wypadu do klubu wcale nie była przypadkiem? Zastanawiam się ciągle, jak mogłam byś aż taka głupia i nie starać się wcześniej wyjaśnić słów Natalie lub chociaż połączyć kilka faktów. Zachowałam się jak naiwna idiotka i nie ma dla mnie żadnego wytłumaczenia.

Harry  nadal nie chciał zbytnio tłumaczyć się z tego kim jest. Każda moja nawet najmniejsza próba dowiedzenia się czegoś kończyła się na niczym. Starał się zmieniać temat, oddalić się od niego, a jeżeli nie było to możliwe, to zwyczajnie milczał.  Powiedział mi tylko, że razem z Niallem podjęli decyzje, że to właśnie blondyn powinien się ze wszystkiego wytłumaczyć. Sam się tego podobno bardzo boi, bo wie, że źle zrobił w momencie, kiedy postanowił zataić swoje "prawdziwe ja". Wywnioskowałam też, że cokolwiek nie robią, chłopaki siedzą w tym razem już od kilku lat  i to właśnie to przynosi im tak ogromne pieniądze. Dał mi też do zrozumienia, że od niedawna wie o całej przygodzie z Matt'em i naszym dzisiejszym spotkaniu. W jego głosie można było wyczuć złość na Niall'a, ale też na samego siebie, że niczego nawet nie podejrzewał. Było mu strasznie głupio, że znamy się już tyle czasu, a on nadal nie może przyznać mi się kim tak naprawdę jest. Przyznał, że nie do końca rozumiał Niall'a, który to po naszym pierwszym spotkaniu we trójkę poprosił Harry'ego o dalsze ukrywanie ich tożsamości. Myślał, że nie jest on po prostu pewny, czy może mi zaufać, co w ich przypadku jest podobno niezwykle ważne, ale w życiu nie powiedziałby, że spotkaliśmy się już wcześniej. Harry zaczął zadawać coraz więcej pytań, dlatego Niall, chcąc czy nie musiał się wreszcie do wszystkiego przyznać.  Podobno sam Harry chciał powiedzieć o sobie wszystko już po pierwszej wizycie w szpitalu, ponieważ jak to określił " nie jestem taka sama jak wszystkie i nie wykorzystałabym tej znajomości", co jedynie rozbudziło moją wyobraźnię. Sama nie wiem, czy mogę mu wierzyć, czy jego skrucha jest prawdziwa, czy to co mówi, ma jakikolwiek senes? Dlaczego nie jestem taka jak inne? Kim w ogóle są te inne? Jak mogłabym wykorzystać ich znajomość? W mojej głowie kłębiły się teraz tysiące różnych pytań, na które odpowiedź miał mi dać dzisiaj Niall. Tylko jaką mam pewność, że tym razem to będzie prawda? Na ten moment najchętniej bym uciekła z tego domu i na spokojnie wszystko przemyślała.


***

Oczywiście do mojej  ucieczki nie doszło. Kiedy my z Harrym kończyliśmy jeść nasze porcje śniadania, do jadalni wparowali Niall i Nancy. Byli w tak dobrych nastrojach, że aż powstały wokół nas kontrast zaczął mnie natychmiast irytować.  Skinęłam jedynie do Harry'ego  głową, że to nie jest chyba dobry moment na kontynuację naszej "rozmowy", o ile w ogóle można to nazwać rozmową. Chłopak dobrze zrozumiał, o co mi chodzi i podobnie jak ja przybrał maskę, jakby do niczego przed chwilą nie doszło. Mimo, że juz po kilku minutach bawiłam się z resztą  naprawdę dobrze i ktoś obserwujący mnie z zewnątrz z pewnością powiedziałby, że jestem zwykłą, szczęśliwą, młodą dziewczyną, wewnątrz mnie toczyła się właśnie wielka bitwa. Nie chciałam psuć tego sielankowego poranka w gronie najbliższych przyjaciół. Przez ostatni miesiąc bardzo za nimi tęskniłam i możliwość spędzenia z całą czwórką takiego czasu, było dla mnie jak spełnienie marzeń. Szczególnie, że nie przywykłam jeszcze do takiej codzienności i z każdej takiej chwili chciałam czerpać jak najwięcej.
 Jednak cały czas  część mnie chciała, żeby cała ta zabawa przy stole ustała i żebym już teraz mogła dowiedzieć się od Nialla wszystkich ważnych dla mnie szczegółów ich życia. Przez moją głowę przelatywały miliony pytań za każdym razem, kiedy tylko mój wzrok spotkał się ze wzrokiem jednego z chłopaków. Chciałam im w tym momencie wyrzucić j wszystkie. Chciałam znać prawdę - tu i teraz. Nie miało dla mnie znaczenia, że z nami jest też Nancy. Ona i tak pewnie wie o nich wszystko.
I jak ja mam się teraz zachować? Kiedy w mojej głowie żyją jednocześnie dwie skrajne osoby? CO MAM ZROBIĆ? To wszystko zaczyna mnie przerastać. Nie wiem, co zostanie mi dzisiaj przedstawione. Jaka będzie moja reakcja, a może inaczej - jaka powinna być moja reakcja. Mam poczucie, że bez względu na wszystko, będę musiała, zaakceptować ich życie. Nie mogę się od nich odwrócić, niezależnie w jaki sposób zarabiają swoje pieniądze. Nie po tym wszystkim, co dla mnie zrobili.


***


Wreszcie nadeszła ta wiekopomna chwila. Przed chwilą Niall powiedział mi, że jeśli nadal chcę, to za godzinę możemy jechać do kawiarni. Teraz musi jeszcze załatwić coś z Harrym i wykonać kilka ważnych telefonów, ale za godzinę powinien już być wolny. Po jego wyjściu, usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach. Boję się. Tak cholernie się boję. Chciałabym porozmawiać teraz z Nancy, poradzić się jej, ale wiem, że ona nie jest niczego świadoma. Nie chce jej też wprowadzać w całą sytuację bez wiedzy Niall'a. Naprawdę chcę być wobec niego uczciwa.

Na spotkanie nie miałam zamiaru szykować się jakoś specjalnie. Nałożyłam na twarz lekki makijaż, którego nauczyła mnie Nancy i, który miał jedynie podkreślić moje dosyć długie rzęsy. Do ubrania wybrałam klasyczne, czarne, mocno przyległe jeansy, biały golf oraz jasnobrązowy, wełniany sweter sięgający mi do połowy ud. Dzisiaj rano znalazłam w mojej garderobie kilka nowych ciuchów. Harry poinformował mnie, że są to drobne prezenty od niego i Niall'a. Oczywiście nie chciałam ich przyjąć, ale chłopak powiedział, że nie może już ich zwrócić i jeśli ich nie wezmę, to będą leżeć i się marnować w mojej szafie. Chyba po raz setny zadam sobie to pytanie - jak ja im się za to wszystko mam odwdzięczyć? A może to powinno być moje motto życiowe? W sumie czemu nie. Przecież pasuje wręcz idealnie.


***

-Gotowa?   -  Niall uchylił lekko drzwi i wszedł do środka.  Na jego twarzy było wymalowane jeszcze większe przerażenie niż wtedy, kiedy spotkaliśmy się razem z Harrym w restauracji. Widać było po nim, że strasznie się stresuje i nadal nie jest przygotowany na tę rozmowę.  -  Wiem Lily, że wszystko spieprzyłem, że wszystko poszło nie tak, jak miało.  Zdaję sobie sprawę, że powinienem był ci sprostować całą sytuację zaraz po tym jak pierwszy raz przekroczyłaś próg tego domu. Może wtedy nad jeziorem? Nie wiem czemu nie zdobyłem się na odwagę. Jestem na siebie cholernie wkurzony, szczególnie za to, że kazałem ci tyle czekać. Czekać na prawdę, która należała ci się od samego początku. Wiem, że źle zrobiłem, ale nie mogę już cofnąć czasu, chociaż naprawdę bardzo bym chciał.   -   spojrzał na mnie i wyciągnął w moim kierunku trzęsącą się dłoń  -  Jedyne co mogę teraz zrobić to prosić cię o wysłuchanie całej prawdy. Tym razem obiecuję ci, że powiem wszystko tak, jak jest. Nie zataję przed tobą żadnej informacji, ani nie okłamię. Nie chce już ukrywać kim jestem. To co zrobiłem było naprawdę głupie i mega nieodpowiedzialne i wiem, że muszę za to zapłacić. Mam jednak nadzieję, że mimo tego, co usłyszysz, nasz kontakty nie ulegną zmianie, że nadal będziesz chciała, żebyśmy byli częścią twojego życia. Lily, wiem, że okropnie cię skrzywdziłem i naprawdę bardzo cię za wszystko przepraszam. Jestem skończonym idiotą.   -  może jestem głupia i postępuje nieracjonalnie, ale mu ufam. Jego wyraz twarzy, mowa ciała i wzrok sugerują mi, że nie kłamie. Jest bardzo przejęty całą sytuacja i naprawdę żałuje tego, co zrobił. Wierzę mu. Chce mu wierzyć.

- Gotowa   - podeszłam do niego bliżej i dałam się objąć delikatnie w pasie  -  Nie jesteś idiotą Niall. Każdy z nas popełnia błędy. I uwierz mi, naprawdę chcę cię wysłuchać. Chociaż nie ukrywam, że strasznie się boję, tego co chcesz mi o sobie powiedzieć.

-Dziękuję Lily. W takim razie chodź. Zanim znowu coś stanie nam na przeszkodzie.



_________________________________________________

Wreszcie jest rozdział 11!!!
On chyba bardzo nie chciał być dodany, bo usunął mi się aż  razy!!!
Kilka razy musiałam przez to zmieniać jego koncepcję, bo nie byłam w stanie odtworzyć wszystkiego idealnie.
Zobaczymy czy ktoś w ogóle zajrzy tu i przeczyta moje najświeższe wypociny.
Miłego czytania i zapraszam do komentowania.
Nie wiem, czy to ma jakiś sens w moim przypadku, bo nie wiem, czy ktoś to jeszcze wgl czyta, ale rozdział dwunasty pojawi się dopiero, jeśli pod tym rozdziałem znajdzie się chociaż jeden komentarz. 








1 komentarz:

Dziękuję za każdy komentarz! Im jest ich więcej, tym
przyjemniej się pisze!